środa, 23 marca 2011

Demokracja we współczesnej Polsce. Wnioski i spostrzeżenia

Demokracja we współczesnej Polsce. Wnioski i spostrzeżenia
Distinct
03.03.2011, czytano 75 razy, pobrano kod HTML 1 razy, komentarzy 0.



Problem jakości stanowionego prawa, redukcja obszarów wolności gospodarczych i obywatelskich, system wyborczy utrudniający możliwości manewru na scenie politycznej - powierzchowne problemy publiczne czy też pogłębiający się mechanizm psucia polskiej demokracji?


Początek drugiej dekady XXI wieku skłania do podjęcia dyskusji na temat kondycji demokratycznego ustroju po ponad 20 latach jego funkcjonowania we współczesnej Polsce. Pomimo tego, iż demokracja jako system rządów odcisnęła swoje piętno na niewielkim, kilkuprocentowym odcinku dziejów świata, od przeszło 150 lat występuje, pod różnymi postaciami, w większości państw Europy i obu Ameryk. Podstawy tego ustroju można najogólniej zdefiniować jako zasadę zbiorowego podejmowania decyzji, wspieraną i wyręczaną zasadą przedstawicielstwa. Ulega on licznym modyfikacjom, z których wiele prowadzić może polityczną rzeczywistość (nazywaną często poliarchią) w kierunku odbiegającym od demokratycznego ideału. Chciałbym więc zwrócić uwagę na te przeobrażenia, które w moim odczuciu szkodzą podstawowym założeniom „rządów wielu”, realizowanym w III RP.

1. Problem jakości systemu tworzenia prawa. Jest to w gruncie rzeczy kwestia wychodząca poza dyskurs stricte demokratyczny, ale jednak z nim związana. Ustrój demokratyczny już od czasów starożytnego Rzymu wiązano z republikańską zasadą państwa prawa. Termin ten widnieje również w art. 2 Konstytucji RP z 1997 r., jednakże jego przestrzeganie budzi dzisiaj wątpliwości. Polska legislatura skażona jest procesem inflacji prawa. Ustawowa regulacja przenika do coraz drobniejszych dziedzin życia społecznego, a towarzyszący im ogrom nowelizacji implikuje indolencję administracyjną państwa. Dla ogromnej większości aktów prawnych nie stosuje się rozsądnego vacatio legis, a pobieżna lektura Dziennika Ustaw każdej kadencji pozwala odnaleźć przypadki stosowania prawa wstecz. Kodyfikacja, redukcja i uproszczenie systemu tworzenia prawa staje się więc koniecznym postulatem na drodze do usprawnienia administracji i tym samym realnego stosowania zasady państwa prawa.

2. Jak pisze Robert A. Dahl, jedną z podstawowych cech modelu poliarchicznego jest szeroki zakres wolności i swobód obywatelskich oraz dążenie do powiększania go o kolejne wolnościowe przywileje. Polska demokracja w ostatnich latach podąża w przeciwnym kierunku. Ustawowa możliwość odebrania dziecka ich rodzicom przez urzędnika socjalnego, jaskrawo godząca w prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, powoduje, iż powstaje pytanie: czyją własnością staje się potomstwo?

Podobna tendencja widoczna jest w obrębie wolności związanych z ekonomią. Coraz większe ograniczenia możliwości rozporządzania przez obywateli własnymi środkami finansowymi, których symbolem stały się rosnące obowiązkowe składki na ubezpieczenia zdrowotne i emerytalne oraz wzrost stawek podatku obrotowego, usprawiedliwia się koniecznością pozyskiwania dochodów dla budżetu, który z kolei finansuje liczne programy socjalne. Jednakże w mojej opinii, wzrost obciążeń nakładanych na Kowalskiego, których pewien odsetek jest później przez urzędników przekazywany Nowakowi idzie w parze ze spadkiem poziomu wolności gospodarowania własnym majątkiem. Podobnym obciążeniem, uderzającym nie tyle w obecnych obywateli, co w przyszłe pokolenia, jest świadome powiększanie długu publicznego, a także próby zaniżania jego poziomu poprzez zmiany metod obliczeniowych oraz inne postulaty spod znaku „kreatywnej księgowości”, zmierzające do wyjęcia poza nawias długu pewnych obciążeń fiskalnych.

3. Jednym z podstawowych mechanizmów demokratycznych według Josepha Schumpetera jest kontrola polityczna, w ramach której osoby piastujące najważniejsze urzędy w państwie zmuszone są postępować w taki sposób, aby w konkurencji z innymi kandydatami, grupami czy partiami wygrać kolejne wybory. W III RP obserwujemy ewolucję tego systemu, która uwidacznia się w rosnącej roli marketingu politycznego, badań opinii publicznej i mediatyzacji polityki. Rząd Donalda Tuska i koalicja PO-PSL stają się modelowym potwierdzeniem ekonomicznej teorii demokracji, która głosi m.in., iż władza nie służy realizacji programu, lecz to program tworzony jest pod kątem walki o zdobycie władzy i dostosowany pod realia, jakie stawia bieżąca polityka. Kierując się najlepszymi intencjami, opartymi o wiarę w świadomość i wiedzę obywateli oraz konstruktywną rywalizację programów politycznych, twórcy demokracji mogli nie przewidywać, iż mechanizm demokratycznej kontroli rozwinie się w kierunku obecnego kształtu. Szkodzi on demokracji jako ustrojowi, powoduje, iż obywatel staje się konsumentem, który biernie przyjmuje różnorodne przekazy, po czym wybiera ten produkt, który „wydaje mu się” najatrakcyjniejszy. Jednocześnie zanika postrzeganie państwa jako własności obywateli – ten sposób myślenia przyświecał już starożytnym Grekom i Rzymianom, którzy licznie angażowali się w administrowanie państwem i w publiczne dyskursy. W Polsce 2011 roku masy społeczne, cechujące się amorficzną organizacją i apatycznością działań, nie wykazują zdolności do kreowania ładu społecznego. Konsekwencją tego jest powiększanie się dystansu pomiędzy rządzącymi a obywatelami, postępująca alternacja i konsolidacja elit politycznych. Masowy charakter tracą również uzależnione od budżetu państwa partie polityczne, które przypominają coraz bardziej pierwotne ugrupowania typu komitetowego.

4. W słynnej mowie, którą znajdujemy w „Wojnie peloponeskiej” Tukidydesa, Perykles tak opisywał społeczność Aten: „U nas ci sami ludzie, którzy zajmują się sprawami państwa, zajmują się także swymi osobistymi, a ci którzy ograniczają się tylko do swego rzemiosła, znają się także na polityce. Jesteśmy jedynym narodem, który jednostkę nie interesującą się życiem państwa uważa nie za bierną, ale za nieużyteczną”. W świetle tych słów refleksja nad społeczeństwem polskim w XXI wieku może przynosić gorzkie spostrzeżenia. Pamiętać jednak musimy, iż uwarunkowania współczesnej poliarchii, chociażby przez wzgląd na występowanie modelu przedstawicielskiego, różnią się znacząco od ateńskiego pierwowzoru. Nie sposób więc wymagać od przeciętnego Polaka znajomości wszystkich posłów i senatorów zasiadających w parlamencie. Nie sposób pytać go o tematykę całości tworzonego prawa, gdy uchwala się ponad 200 ustaw na rok. Jednakże naturalną powinnością obywatela pozostaje prawidłowe wypełnienie podstawowego obowiązku, jakim jest dla niego udział w wyborach i referendach. Tej wiedzy, odnoszącej się do znajomości kandydatów i programów politycznych w danym okręgu, pomimo licznych kampanii informacyjno-edukacyjnych na rzecz udziału w wyborach, ogromnej liczbie Polaków wydaje się brakować. Może więc warto zastanowić się, jak czynił to John Stuart Mill, nad wprowadzeniem dodatkowych głosów wyborczych dla osób z wyższym wykształceniem, pośród których liczniej występują jednostki z solidnym rozeznaniem potrzeb społecznych i celów polityki państwa, lub też nieudzieleniem prawa wyborczego osobom bez jakiegokolwiek wykształcenia?

Jeśli jednak przyjmiemy, idąc za poglądem Bartłomieja Czapki, iż to słabość politycznych elit przewyższa indolencję wyborczą obywateli, wówczas pytania o reformę systemu elekcji formułowane będą w odniesieniu do jego biernej strony. Kompetentne przedstawicielstwo powinno charakteryzować się wysokim poziomem wiedzy, dostosowanej do profesji, jaką przyszłemu posłowi lub ministrowi przyjdzie się zajmować. W świetle tych rozważań oraz analizy składów parlamentu na przestrzeni 20 lat funkcjonowania III RP, racjonalnym wydaje się poddanie pod dyskusję propozycji Ryszarda Krasnodębskiego, który pisał o egzaminach dla kandydatów na parlamentarzystów z 2 przedmiotów na poziomie odpowiednich wydziałów uczelni wyższych, uzupełnionych o wiedzę z zakresu współczesnej polityki. Jeżeli bowiem rzetelność wiedzy zmniejsza zachłanność na stanowiska, projekty naprawy państwa mogą sprowadzać się do poszukiwania konkretnych rozwiązań, a nie do sporów pozorowanych ideologicznie i wizerunkowo. Z kolei większa przejrzystość w kwestii kompetencji poszczególnych osób ma szansę podnieść proces tworzenia składu rządu na poziom równy, lub nawet wyższy od dotychczasowego, opartego głównie o selekcję partyjną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz